Nocne Polowanie
Zapowiadał się cichy spokojny niedzielny wieczór. Znudzony tą monotonnością powoli popijałem winko siedząc w swej głównej komnacie. Naiwny byłem myśląc, że jeśli dam mojemu wojsku dzień wolnego, aby mogli świętować im tylko znane Święto Ostrej Dzidy, to może chłopaki się od stresują. Pierwsza zła wiadomość nadeszła wraz z giermkiem Jakubem, którego to mój dowódca oddziału rydwanów, Eustachy, znalazł kiedyś na południu po jednej z bitew. Biegało biedactwo po polu kapusty i kijem walił po głowach niczym po wrogich czerepach. Eustachy zlitował się nad nim i wziął na swego giermka. Może i głupi był Jakub, ale wierny.
Ale wróćmy do dnia wczorajszego. Rozległ się trzask drzwi od mojej komnaty i wbiegł Jakub, przerywając mój błogi spokój:
- Panie, Panie, Królu mój najukochańszy, nieszczęście się stało !!! – wrzasnął od progu
- Co tam cię znowu tak przeraziło Jakubie, pachołku mój – powiedziałem najspokojniej jak potrafiłem. – Twój dowódca spił się i znowu cię z batem gania ?
- Panie, Królu, spić to i spił się, jak zwykle, ale jeszcze od jednego z kupców, który to w zeszły tydzień był u nas, ziół jakiś nakupili, do palenia ponoć i chłopaki powariowały
Zaniepokoiłem się trochę, ale to nie pierwszy raz gdy Eustachy z oddziałem tak imprezowali, że świadomość stracili.
- Jak się popili to jeszcze spokój był Królu – mówił dalej Jakub – ale jak oni te zioła zapalili to im się na polowanie wzięło, mówiłem, krzyczałem za dowódcą moim, Panie Eustachy !! Nie można bronią po nietrzeźwości machać !! Król zabronili !! Panie Eustachy !! Nie w tą stronę do lasu !!
Zaniepokoiłem się poważnie. Jak ostatnio z dowództwem mym świętowałem, to przez tydzień dojść do siebie nie mogłem, sytuacją tą wrogowie wykorzystali i wiosek kilka mych podbili.
- Pan Eustachy nie słuchał mnie w ogóle, a na odchodne jeszcze po mordzie przywalił, bom za głośno krzyczał. Wsiadł ja więc na konia i za nimi pogoniłem. Bębniarze dla urozmaicenia drogi w bębny tłukli, ale że pijani, to za szybko i nim się obejrzałem to zamiast w lesie to my w Port Royal, co to kiedyś nasz był póki Król z Eustachym nie popili się.
Zmierzyłem go groźnym wzrokiem, więc Jakub ucichł na chwilę i kontynuował opowieść co się działo wczoraj.
- Nas niewiele było Królu, może 80-90 rydwanów, ale wszyscy pijani łącznie z końmi. Wjechał dowódca Eustachy pierwszy do miasta i wybełkotał po pijacku – SARENKI MI TU NAGANIAĆ NA DZIDĘ, MATOŁY !!! – po czym zachwiało go i runął jak długi w kałuże błota i końskiego łajna. Bo Królu teraz w tej wiosce burdeeel taki – złapał się Jakub za głowę – jak w każdym mieście królestwo Smakowity Smakołyk, nie to co za naszych czasów.
- Dobrze, dobrze Jakubie, kontynuuj co tam Eustachy narozrabiał, a nie podlizujesz mi się tu –naprowadziłem Jakuba znowu na temat mnie interesujący.
- Ano jak dowódca spadł twarzą w łajno, to ze stodoły obok jakiś pachołek wybiegł zobaczyć co się dzieje, pech chciał że wrota zostawił otwarte. Pan dowódca powoli wygramolił się z kałuży, spojrzał na pachołka, a może bardziej za pachołka, gdzie cała stodoła pięknych koni bojowych stała. Dowódca całą twarz w końskim łajnie miał, więc dokładnie nie widział, a może to wina bimbru pitego od rana z okazji święta, a może tych dziwnych ziółek z południa, nie wiem, ale przywidzenia jakieś miał na pewno, bo wrzasnął do oddziału – ŁAPAĆ MI TE SARENKI, ŻARCIA BĘDZIE NA TYDZIEŃ – i puścił się pierwszy rydwanem między kojce, dziabiąc dzidą na lewo i prawo. Zaalarmowana załoga Port Royal wbiegła do stajni po oręż, żeby atak odeprzeć, ale jak dowódca konia od sarenki nie odróżniał, to jak kawalerzystę od królika miał. Po 10 minutach już nie było co zbierać. Trupy końskie po całej stajni i placu się walały.
- Ale Pan dowódca jeszcze nie miał dość – DO PORTU, DO KNAJPY LEZIEM CHŁOPY. TAM ZAWSZE PANIENKI, POBAWMY SIĘ !!! – No i oddział mój do portu skierował się.
- Jak Król pamięta, na święto do nas miał przypłynąć Pan dowódca Igor z 07 Smokin Hot, z kompaniją rydwanów. No i się okazało, że ten sam kupiec od ziółek to i chyba u nich był. Pan Igor na niezłej bombie prowadząc statki do naszego portu łunę zobaczył co ze stajni się unosiła, a że w tym Królestwie Smakowity Smakołyk nie wiedzą chyba co to latarnia, to naszym od Pana Igora nie udało się zaparkować okrętami bez szkód. Jak trzasło, tak kilku chłopaków za burtę powypadało:
- Ze statków to w tej wiosce niewiele zostało. Bawili by się nasi w knajpie pewnie do rana, gdyby nie właściciel tego nędznego miasta. Zaalarmowany hałasem wybiegł na balkon i wrzasnął - Poznaję te działa. To Perła... – po chwili jednak zobaczył, że perła jego to już kupa desek pływające po porcie. Zbladł i stracił przytomność. Nie wiem jakim cudem udało mi się w końcu namówić Pana Eustachego do powrotu do domu. Mówiłem, że Król będzie zły za ten bałagan cały, ale to chyba nie docierało do zapitej głowy, większy wpływ miał chyba koniec rumu w karczmianej piwnicy i to że wszystkie dziewki wymacane już były.
- Gdzie teraz Eustachy, Igor, gdzie oni są – zapytałem spokojnie
- A no Pan Igor zabrał jedną dziewkę na statek i popłynął powrotem. A Pan Eustachy śpi w stajnie, między rydwanami.
- Dobrze, więc jutro na trzeźwo pomyślimy co zrobić – powiedziałem i odesłałem Jakuba do oddziału. Wiedziałem że Smakowite Smakołyki nie będą zadowolone z tej awantury. No i miałem rację, ale o tym później …