Odp: Poezja Maciejki
Bladesides: Akta Zabójcy cz. II "Cień Zabójcy"
Shadu siedział w swoim pokoju, który wynajął na tą noc. Jak zawsze ustawił pułapki i zaczął czytać rozkazy.
-A więc tym razem bez zabijania? – Skrzywił się lekko, zadania, gdzie nie może być ani jednej ofiary są trudniejsze. Zwłaszcza, jeśli masz wejść do środka ściśle strzeżonego banku, zabezpieczonego wieloma pułapkami i wykraść z najgłębiej położonej skrytki jeden mały przedmiot.
-Zielone Oko Smoka, szmaragdowy klejnot wielkości pięści…- Odczytał półgłosem. -No cóż teraz się wyśpię, jutro w dzień zrobię wstępny rekonesans, a wieczorem się zobaczy…
Shadu zgasił lampkę i rozejrzał się jeszcze raz: „ tam jest okno, linka przymocowana, tutaj krzesło, kolce rozsypane, więc wszystko jest”. I zasnął. Jak zwykle śniły mu się niezliczone twarze, nie wiedział nawet kiedy je spotkał, wiedział jedno, że wyraz przerażenia, który na nich się rysował, to z jego powodu, każdy z nich na szczęście już nie żył. Były ich tysiące, krzyczały, jęczały, przeklinały i patrzyły tym zimnym, martwym wzrokiem wprost w oczy Shadu. Zabójca postrzegł też oczy, które widział dzisiaj. „To ich wina, mogli mnie nie atakować.”
Pośród jęków usłyszał cichy trzask w zamku, to automatycznie wybudziło Shadu ze snu, bezszelestnie poderwał się i usiadł, potrząsnął rękawami, co sprawiło iż wysunęły mu się metalowe szpony. Jeszcze jedno szczęknięcie zamka, i drzwi lekko się uchyliły. Shadu natychmiast ukrył się za łóżkiem, wyczekując moment, w którym pierwszy z napastników wpadł w pułapkę i wrzasnął, nikt nie usłyszał ruchu zabójcy.
Człowiek, który otworzył drzwi wytrychem, został trafiony przez przymocowaną do nich małą kuszę, bełt trafił prosto między oczy. Pozostali przebiegli nad trupem i rzucili kilkoma sztyletami w łóżko, trafiając między innymi w poduszkę rozsypując pióra. Zabójcy wbiegli do środka, ale pierwszy też wrzasnął głośno i przewrócił się, tyle że nadal żywy.
-Nie podchodźcie, tu jest coś rozsypane. – Trzy zakapturzone postacie przeszły naokoło, Shadu wiedział o ich liczbie, dzięki krokom.
-Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden… - Odliczył zabójca schowany za łóżkiem, mężczyzna, który wszedł na ustawione kolce jęknął i umarł. Trzej pozostali zbliżyli się bardziej i gdy stali już przy łóżku, Shadu wyskoczył i szybkimi ruchami przebił gardła dwóch z napastników przymocowanymi do rąk trzema ostrzami. Nim trzeci zdążył zareagować, zabójca wypluł w niego zatrutą igłę, cała trójka padła w tym samym momencie.
Shadu podszedł do jednego z martwych i sięgnął za jego pazuchę, zabrał mieszek i lekki drewniany emblemat z narysowaną pięścią. –Złodziejska Pięść. Zabójca usłyszał już kroki zbliżających się osób wbiegających po schodach, schował obie rzeczy, wstrząsnął rękawami i szpony schowały się. Sprintem ruszył do okna chwytając za zwisającą linkę i wybijając okno zsunął się na ziemię. Szybko rzucił okiem na okno, którym co dopiero wyszedł, w pomieszczeniu nagle zapaliło się światło. Shadu ukrył się w jednej z uliczek i ruszył wolnym krokiem w stronę banku. „Chyba będę musiał zacząć już dzisiaj”.
Kilka ulic dalej Shadu wyjął kotwiczkę z linką i zarzucił na dach domu, po czym wspiął się po niej, zwinął i schował. Położył się, tak by widzieć bank. Wyjął lornetkę i zaczął obserwować obiekt. Zaczął kalkulować.
Z pierwszego rozpoznania wyszło iż bank jest pilnowany przez co najmniej 8 osób, które ciągle patrolują, a więc będzie miał od pięciu do dziesięciu sekund by dostać się do środka.
-No niech będzie, zobaczę, może zakończę to już dzisiaj. – Schował lornetkę i zeskoczył na dół. Odczekał aż pierwszy patrol zniknie za rogiem i szybkim, bezszelestnym truchtem podbiegł do ściany, ukrył się we wnęce. Usłyszał już głosy następnych strażników, przeszli obok niego, byli przy nim zaledwie przez sekundę i to w ruchu, ale to starczyło, by Shadu zabrał wiszący przy pasku jednego strażnika klucz. Obaj zniknęli za rogiem, Shadu zarzucił kotwiczkę na dach dwu piętrowego banku i poczekał znowu.
Gdy kolejny patrol przeszedł Shadu szybko wspiął się na górę i schował linkę. Podszedł do drzwi i wybadał je. – Pułapka i alarm. Wyjął małą zapałkę i podpalił ją, wysunął rękę aby na drzwi padał jej cień. Cień natychmiast stał się cieńszy i dłuższy, prześlizgnął się przez szczelinę pod drzwiami i przeciął dwie linki, czujki dla pułapki i dzwonka. Shadu wyjął wytrych i otworzył drzwi. Znajdował się na szczycie schodów, widział je dobrze, mimo iż było ciemno.
-Magia wykrywająca ruch i szepczące obrazy. – Pomyślał po chwili. – Czyli nie mogę tylko chodzić po schodach, no i muszę być cicho. – Dodał po kilku sekundach. – Dobra, załatwię to szybko, to jutro udam się do Bergen. – Wiedział, że jak wejdzie to będzie musiał dokończyć od razu robotę, więc zrobił rozpęd i skoczył, zrobił trzy salta w powietrzu po czym rozłożył płaszcz przymocowany do rąk. Płaszcz sprawił iż Shadu spadał kilkukrotnie wolniej, aż w końcu wylądował na palcach, zupełnie bezszelestnie.
Ruszył korytarzem, wymijając i ukrywając się przed patrolującymi strażnikami. W końcu znalazł stare mosiężne drzwi. Wiedział, że za nimi znajduje się zejście do podziemi, a zarazem do najdroższych skrytek, w tym i jego celu. Odczekał, aż będzie szedł strażnik z pochodnią i gdy tylko zostało rzucone na niego światło, zamienił się w cień przylegający do ziemi. Przemknął szybko pod szczeliną w drzwiach i znalazł się w środku ciemnego korytarza idącego w dół, gdy tylko przestało na niego padać światło, natychmiast odmienił się.
-Więc to ma być skrytka z herbem Czterech Ptaków? – Pomyślał mijając różne drzwi oznaczone herbami. Ale swoje zauważył dopiero po godzinie, wiedział, że musi już być kilkaset metrów pod Silvermoon. Podszedł do drzwi i włożył klucz ukradziony strażnikowi do zamka, przekręcił, a te otworzyły się. – Idioci, kiedy zrozumieją, że każda skrytka powinna mieć inny klucz. Wszedł do skrytki pełnej złota i różnych innych skarbów.
Shadu odnalazł klejnot. Było jeszcze kilka ładnych rzeczy, ale według jego zasad mógł wziąć tylko jeden przedmiot dla siebie, wybrał przepiękny amulet wyłożony kamieniami szlachetnymi, obie rzeczy schował do kieszeni, zamknął skarbiec i ruszył do wyjścia.
Gdy po godzinie stanął przy mosiężnych drzwiach, zaczekał chwilę wysłuchując kroków. Gdy zniknęły w oddali ułożył małą dziwną świecę i zapalił ją. Po czym zrobił to samo, co wtedy, gdy chciał się tu dostać. „Świetlik zniknie za dziesięć minut, oby go nie wykryli”. Pomyślał chowając się za rogiem, w samą porę, bo nadchodził już kolejny strażnik.
Minął kilka następnych osób, ukrywając się w odpowiednich momentach. Doszedł ponownie do schodów, którymi wszedł. Tym razem jednak wyjął z małego plecaczka małe przyssawki, które przyczepił do dłoni i stóp, po czym wszedł na ścianę i przeszedł do drzwi. Otworzywszy je wyszedł na dach i umknął niezauważony tak samo, jak dostał się do środka.