Odp: Sytuacja na świecie Edessa
Witam.
Zdaję sobie sprawę, że sojusz, który mam zaszczyt reprezentować malutki jest w stosunku do Uchodźców.
(Żelazne Zastępy - gram jako Operator)
Tam jest sznyt, blitz i umiejętności bijące gros moich graczy na głowę.
Ale w tę samą głowę zachodzę jak to się dzieje, że przy tak wielu bitych przez nich, bici nie umieją się dogadać nawet w jednej sprawie.
Oczywiście, rozumiem ambicje, osobiste urazy, anse, ego (długo by wymieniać), ale podam przykład:
My jesteśmy malutcy, ale w okolicy mamy przewagę nad Uchodźcami. Więc wbiliśmy im bodajże 12 buntów.
Z tego - podbiliśmy 8%
ale nie w tym rzecz.
Ja rozumiem, że gros sojuszy walczących z Uchodźcami walczy też między sobą. Rozumiem i umiem z tym żyć - bo emocje, adrenalina, chęć udowodnienia sobie, że choć mnie biją (uchodźcy) to i ja bić jeszcze potrafię
Ale - gdyby tak, nie zawieszając nieszczęsnych wojen między sobą np. wyznaczać sobie jeden dzień w którym nie bijemy siebie, ale Uchodźców właśnie?
Skoro my byliśmy w stanie wbić te naście buntów - to jakby każdy tyle wbił (a zakładam że sojuszy walczących z Uchodźcami jest jakieś 30) i każdy zdobyłby choć po jednym mieście - to jednak byłoby te 30 miast.
Wiem, niewiele.
Ale - przy okazji akcji trochę offa by się im czasem wybiło, spowolniło ofensywę, zmusiło do obrony, zyskując czas.
Wiem, utopijne założenie że wszyscy się dogadają.
Ale tych, którzy są w stanie zrozumieć że samemu nic nie ugrają - zapraszam na konsultacje na priv.
(tu czy w grze: Operator JW 2305 a)
Niech to będzie na start z 5 sojuszy, to może przy następnej akcji wbije się im nie 12 buntów, a 60, a widząc to z czasem dojdą kolejne