Uwielbiam jak ktoś analizuje moją grę, nie mając styczności ze światem

Rozliczają mnie z cyferek
I ja cyferki lubię, ale to żmudna praca, bo one same się/mnie bronią, trochę sarkazmu w tym jest oczywiście, ale i prawdy również

Więc poruszcie inne aspekty, jeśli chcecie mnie do końca rozliczyć

- start od pierwszego dnia świata, od pierwszych dni ścisła topka, choć tak naprawdę topka przekłada się na nic innego jak na zainwestowany czas - im dłużej poświęcisz go na Grepo i więcej surki splądrujesz z wiosek, tym wyżej się plasujesz. A ja nie jestem typowym no-lifem więc to, że nie byłem od początku na miejscach 1-3 w wojownikach nie znaczy, że byłem mniej ogarnięty od liderów
- zawsze grałem na froncie - najpierw z LW i Żelkami, później z ZL - finalnie z LW i Hege. Także nigdy nie bywało tak, że korzystałem z parasolu ochronnego

Wręcz często byłem osamotniony w działaniach - przy Żelkach ekipa się wyludniła, Koji dobrze to pamięta, a przy ZL praktycznie sam wystartowałem, bo miałem tam spore osiedle miast. Dopiero po akcji kolonizacyjnej (którą również zaproponowałem Hege) na terenie ZL, sojusz zaczął normalną walkę. Więc przez jaki okres świata nie przechodziłem - intensywność walk wcale nie zmieniała się tak proporcjonalnie do czasu jak Wam się wydaje.
- kto poprowadził Cuda w Hegemonium? Szczerze mogę powiedzieć, że takiej mobilizacji jeszcze nigdy nie widziałem i była to przyjemność w tym uczestniczyć, ale pojęcie o Cudach było w granicach zera - dosłownie i nie będę już przytaczał jak one miały się rozpocząć
- po drugie - praktycznie wszystkie akcje odbicia Cudów z rąk innych sojuszy, zaplanowane zostały z mojej inicjatywy, także jeśli chcecie oceniać mnie przez pryzmat stratega - proszę bardzo. Sytuacja była taka, że 7 sojuszy liczyło się w budowie Cudów, większość przewidywała, że sytuacja unormuje się na tym, iż każdy z nich zablokuje jeden z Cudów. Więc tym bardziej mogę być zadowolony, że sprawdziłem się w dość ciekawej sytuacji, dosyć trudnej i wszystko zakończyło się sukcesem.
Nie myślałem, że będę musiał pisać jakąś autobiografię, ale jak ktoś atakuje trzeba się bronić
Także możecie się dalej podniecać tymi punktami walki

Graliśmy we dwóch ostatni etap świata - ciężko zdominować teren mając do dyspozycji tylko tyle osób więc trzeba było opracować system

A, że ludzie nie dostrzegają, że zamiast wydać surkę na festyn, bardziej opłaca się zrekrutować katapultę to ich problem

Ja jestem spełniony i mogę spokojnie zakończyć przygodę z grą. Osiągnąłem wszystko co się dało, nie mówię tu tylko o Troi, bo to był indywidualny świat i osiągnięcia z góry inne, ale czas zacząć normalnie żyć, a nie wstawać po nocach

I grać wtedy jak ma się czas, a nie zadzwoni alarm
Żegnam