DeletedUser
Guest
Wstęp
Dziwna postać, której imię nie było znane prawie nikomu kto go widział. Co w nim tajemniczego było ? Pozwólcie, że wam naświetle krok po kroku jego życie. Ten dziwny mężczyzna to tak na prawdę Gary Franxi- wędrownik o niezwykłym charakterze, żeby go w pełni poznać trzeba na prawdę ruszyć głową. Nie lubił dużo mówić przez co był nudny i nie miał przyjaciół. Spostrzegał świat jako dzieło boga, potrafił się pocieszyć każdą chwilą spędzoną na podwórzu to w pełni wypełniało jego wszystkie emocjonalne potrzeby jako człowieka. Ufał tylko sobie przez co został pisarzem ale nigdy nie dawał nikomu do przeczytania swoich książek. Czym się zajmował i jak zarabiał na życie ? stara się być potrzebny tu i ówdzie ma różne zdolności artystyczne na bardzo dalekich horyzontach, potrafi: szyć, gotować, malować, wykonywać różne prace budowlane oraz ma różne wykształcenia z dziedziny dydaktyki, retoryki, leksyki, socjologii, dynamiki, sztuki i poezji. Potrafi sam z siebie wyjaśniać jakimi zasadami kieruje się świat ludzi a zwierząt, robaków czy też ptaków, bardzo go to interesowało. Był niezwykłe inteligentny i przebiegły nie było chyba drugiego takiego człowieka na ziemi. Pewnie sądzicie, że użyłem Idealizacji, jednak nie. Jego piętą Achillesa była matematyka, nie interesował go świat liczb, znał tylko podstawy tego czego stosował. Urodził się gdzieś w Australii, jego rodzice byli mu nie znani, nikt go o to z resztą nigdy nie pytał.
Rozdział 1
Lecz w chwili tej jego odmienne życie przełamało się, los i pewien człowiek, którego na tę chwilę nie ujawnię, pokrzyżował ułożenie porządku jak mu się widziało. Był jasny wtorkowy poranek gdzie po wczorajszej ulewie miasto widnieje. Jak zwykle punktualnie o 7:00 Gary wstaje. Mimo, że każdy dzień upływał w takiej samej kolejności, lecz żaden nie był taki sam. Wolnymi krokami wstał, umył, odświeżył się jak to we własnym swoim domu, w którym niczego nie brakuje i nikogo poza Garym. Nie zdążył jeszcze dobrze zjeść śniadania gdy usłyszał głoś awantury czy jakiegoś dymu. Wyglądał za okno i usłyszał hałasy z sąsiedniego domu lecz chwila minęła i wszystko w normie.
-wybiorę się tam kiedyś, jak to się powtarzać będzie- odrzekł złośliwie.
Jak co dzień zaraz jak coś zjadł wchodził na miasto podziwiać piękno miejskie przyrody, całokształt aglomeracji, w której mieszkał, wysokie biurowce, apartamentowce, hotele oraz piękną i barwną roślinność, która obsiana jest w całym mieście, bez wyjątków. Miał swoje nienormalne zasady dla, których chodził na miasto by zaliczyć obecność, nie mógłby się pogodzić z tym, że wszyscy są a jego tam brakuje. Ludzie tak na to nie patrzą ale to tak jak śmierć- brak obecności- pomyślał Gary. Kroczył tak po 30 kilometrów dziennie podziwiając, myśląc, obserwując, rozpatrując ludzi i wyciągając wnioski. Dzień jak co dzień napatrzył się i wraca do domu. Robił po dwa spacery dziennie, rzekł: jeszcze jeden spacer wieczorem. Gdy tak dzień upływa rzadko się nudzi, mówi życie jest takie rzeczywiste takie jasne i takie mądre nie ma rzeczy która by mnie dręczyła, a której bym nie zrozumiał.
Gdy minął już kawałek dnia. Nastało popołudnie, późne popołudnie, Gary kroczył po mieście. Gdy przechodził aleją nieopodal centrum wśród jaskrawo świecących latarni zdarzyło się coś co nigdy w jego życiu nie miało miejsca. Idący cztery kroki za nim mężczyzna, ubrany w szarą wymlecioną kurtkę, czając się czy nikogo niema wyciągnął nóż z kieszeni cichym ruchem zbliżał się ostrożnie do niego. Gary kontem oka widzi jego cień, słyszy ruch w końcu nikt nie chodzi jak szczur, wie co on trzyma w ręku i podejrzewa jego złe zamiary. Pomyślał: zaraz zrobi się gorąco. Nagle nożownik jest już metr od niego z nożem na przodzie. Wśród pustej alejki krzyki się głośno rozchodzą ale kto by krzyczał. Gary uderzył szybko i zwinnie napastnika swoją dobrze napiętą pięścią. Agresor upadł z irytującym dźwiękiem. Jakże i ludzi tu i nie zabrakło, pobliska ludność w ciągu kilkunastu sekund pognała na miejsce zdarzenia. Czysty Gary nic nie mówi ludzie rozumieją, że nikt normalny nożem na ulicy się nie posługuje, nie brakowało również interwencji policji, która zdołała przyjechać w porę. I tak zakuto go i zawieziono do wyjaśnienia. A przecież nie ma rodziny, pracy ani dobrych bliskich, policja postanawia ulokować go na noc do aresztu. Zupełnie z nie winności. Gdy go wprowadzali przez korytarz pełen ciemności ledwo było w nim widać szare ściany, tu już w celi było jaśniej. Wprowadzono go, zdjęto kajdany. Gary cały oblany stresem nie może się odnaleźć, podchodzi do niego współwięzień, obwąchuje, ogląda go, po czym siada. Wszyscy już siedzieli, drugi współwięzień podobny jakby do profesora mówi:
-za co cię tu wpakowali
-Za nie winność- odpowiada grzecznie Gary
-ta… tak jak my tu wszyscy. Widzę, że nie jesteś jedynym złodziejem złapanym tej nocy. To nie żaden wstyd jestem tu drugi raz, moja męska głupota mnie do tego namówiła.
Gary dziwi się i czuje się tutaj dziwnie swojo myśli przecież nie ma takiego więzienia, który by więził dusze a więc nie nazwałbym to więzieniem. Kolega z naprzeciwka troszkę zamknięty widać, że paskudny pech go spotkał, obok leżał jeszcze jakiś pijak i ostatni kolega podobny jakby do profesora, bardzo rozgadany, przedstawia mu się:
-jestem Edward z Martyniki, tak mówią
-ja jestem Gary
-Gary…? Rozumiem, że o pace nie pogadamy. A wiesz ja nie jestem z Martyniki, tylko z Antyli ale nazwa ta stosunkowo się nie przyjęła. A czym się zajmujesz ja z zawodu jestem grafikiem komputerowym
-to znaczy, obecnie niczym. Yyy… Kim jesteś ?
-chyba wiesz już co to komputer, zaczynają już być coraz bardziej dostępne.
-jasne, wiem ale jaką prace z tym związaną masz ?
-cały obraz, który oglądasz na komputerze musi być zaprojektowany. I często to ja projektuje taki obraz, wszystko musi być ujęte i na wyciągnięcie ręki w dodatku musi się zmieścić w formacie 2D. Osoba kreatywna w mojej pracy jest jak złoto.
-dobra wiem, że jesteś profesorem ale rozmowa nudzi, wolałbym odpocząć
-wiesz jak ciężko zrobić jakikolwiek projekt nawet bardzo skomplikowany, systemy operacyjne w USA zostawiły nas za murzynami. W 76-roku trzeba być kreatywnym inaczej nie nadajesz się.
-może przestaniesz mówić jaki to jesteś genialny, ja nie siedzę tu dla przyjemności
Gary wie, że do aresztu nikt nie winny nie trafia i jego rozmowę nie traktuje poważnie i zaczyna się po woli kłaść spać.
Gdy złapał go sen, przyśniło mu się ze jest w centrum miasta i na około nikogo nie ma. Ulica zakołysała się a chmury są tak szybkie i tak ciemne aż dusza mroczną sie staje, nagle spotyka się z jakimś dziwnym człowiekiem, który podaje mu dłoń. Ręka splugawiona, obdarta lecz krew w niej czysta płynie. Gary pokwapnie godzi się, chwyta jego dłoń. Człowiek ten tak silnie trzyma jego dłoń aż Gary siły traci, jego pamięć się ściemnia i sen ten się kończy.
Dziwna postać, której imię nie było znane prawie nikomu kto go widział. Co w nim tajemniczego było ? Pozwólcie, że wam naświetle krok po kroku jego życie. Ten dziwny mężczyzna to tak na prawdę Gary Franxi- wędrownik o niezwykłym charakterze, żeby go w pełni poznać trzeba na prawdę ruszyć głową. Nie lubił dużo mówić przez co był nudny i nie miał przyjaciół. Spostrzegał świat jako dzieło boga, potrafił się pocieszyć każdą chwilą spędzoną na podwórzu to w pełni wypełniało jego wszystkie emocjonalne potrzeby jako człowieka. Ufał tylko sobie przez co został pisarzem ale nigdy nie dawał nikomu do przeczytania swoich książek. Czym się zajmował i jak zarabiał na życie ? stara się być potrzebny tu i ówdzie ma różne zdolności artystyczne na bardzo dalekich horyzontach, potrafi: szyć, gotować, malować, wykonywać różne prace budowlane oraz ma różne wykształcenia z dziedziny dydaktyki, retoryki, leksyki, socjologii, dynamiki, sztuki i poezji. Potrafi sam z siebie wyjaśniać jakimi zasadami kieruje się świat ludzi a zwierząt, robaków czy też ptaków, bardzo go to interesowało. Był niezwykłe inteligentny i przebiegły nie było chyba drugiego takiego człowieka na ziemi. Pewnie sądzicie, że użyłem Idealizacji, jednak nie. Jego piętą Achillesa była matematyka, nie interesował go świat liczb, znał tylko podstawy tego czego stosował. Urodził się gdzieś w Australii, jego rodzice byli mu nie znani, nikt go o to z resztą nigdy nie pytał.
Rozdział 1
Lecz w chwili tej jego odmienne życie przełamało się, los i pewien człowiek, którego na tę chwilę nie ujawnię, pokrzyżował ułożenie porządku jak mu się widziało. Był jasny wtorkowy poranek gdzie po wczorajszej ulewie miasto widnieje. Jak zwykle punktualnie o 7:00 Gary wstaje. Mimo, że każdy dzień upływał w takiej samej kolejności, lecz żaden nie był taki sam. Wolnymi krokami wstał, umył, odświeżył się jak to we własnym swoim domu, w którym niczego nie brakuje i nikogo poza Garym. Nie zdążył jeszcze dobrze zjeść śniadania gdy usłyszał głoś awantury czy jakiegoś dymu. Wyglądał za okno i usłyszał hałasy z sąsiedniego domu lecz chwila minęła i wszystko w normie.
-wybiorę się tam kiedyś, jak to się powtarzać będzie- odrzekł złośliwie.
Jak co dzień zaraz jak coś zjadł wchodził na miasto podziwiać piękno miejskie przyrody, całokształt aglomeracji, w której mieszkał, wysokie biurowce, apartamentowce, hotele oraz piękną i barwną roślinność, która obsiana jest w całym mieście, bez wyjątków. Miał swoje nienormalne zasady dla, których chodził na miasto by zaliczyć obecność, nie mógłby się pogodzić z tym, że wszyscy są a jego tam brakuje. Ludzie tak na to nie patrzą ale to tak jak śmierć- brak obecności- pomyślał Gary. Kroczył tak po 30 kilometrów dziennie podziwiając, myśląc, obserwując, rozpatrując ludzi i wyciągając wnioski. Dzień jak co dzień napatrzył się i wraca do domu. Robił po dwa spacery dziennie, rzekł: jeszcze jeden spacer wieczorem. Gdy tak dzień upływa rzadko się nudzi, mówi życie jest takie rzeczywiste takie jasne i takie mądre nie ma rzeczy która by mnie dręczyła, a której bym nie zrozumiał.
Gdy minął już kawałek dnia. Nastało popołudnie, późne popołudnie, Gary kroczył po mieście. Gdy przechodził aleją nieopodal centrum wśród jaskrawo świecących latarni zdarzyło się coś co nigdy w jego życiu nie miało miejsca. Idący cztery kroki za nim mężczyzna, ubrany w szarą wymlecioną kurtkę, czając się czy nikogo niema wyciągnął nóż z kieszeni cichym ruchem zbliżał się ostrożnie do niego. Gary kontem oka widzi jego cień, słyszy ruch w końcu nikt nie chodzi jak szczur, wie co on trzyma w ręku i podejrzewa jego złe zamiary. Pomyślał: zaraz zrobi się gorąco. Nagle nożownik jest już metr od niego z nożem na przodzie. Wśród pustej alejki krzyki się głośno rozchodzą ale kto by krzyczał. Gary uderzył szybko i zwinnie napastnika swoją dobrze napiętą pięścią. Agresor upadł z irytującym dźwiękiem. Jakże i ludzi tu i nie zabrakło, pobliska ludność w ciągu kilkunastu sekund pognała na miejsce zdarzenia. Czysty Gary nic nie mówi ludzie rozumieją, że nikt normalny nożem na ulicy się nie posługuje, nie brakowało również interwencji policji, która zdołała przyjechać w porę. I tak zakuto go i zawieziono do wyjaśnienia. A przecież nie ma rodziny, pracy ani dobrych bliskich, policja postanawia ulokować go na noc do aresztu. Zupełnie z nie winności. Gdy go wprowadzali przez korytarz pełen ciemności ledwo było w nim widać szare ściany, tu już w celi było jaśniej. Wprowadzono go, zdjęto kajdany. Gary cały oblany stresem nie może się odnaleźć, podchodzi do niego współwięzień, obwąchuje, ogląda go, po czym siada. Wszyscy już siedzieli, drugi współwięzień podobny jakby do profesora mówi:
-za co cię tu wpakowali
-Za nie winność- odpowiada grzecznie Gary
-ta… tak jak my tu wszyscy. Widzę, że nie jesteś jedynym złodziejem złapanym tej nocy. To nie żaden wstyd jestem tu drugi raz, moja męska głupota mnie do tego namówiła.
Gary dziwi się i czuje się tutaj dziwnie swojo myśli przecież nie ma takiego więzienia, który by więził dusze a więc nie nazwałbym to więzieniem. Kolega z naprzeciwka troszkę zamknięty widać, że paskudny pech go spotkał, obok leżał jeszcze jakiś pijak i ostatni kolega podobny jakby do profesora, bardzo rozgadany, przedstawia mu się:
-jestem Edward z Martyniki, tak mówią
-ja jestem Gary
-Gary…? Rozumiem, że o pace nie pogadamy. A wiesz ja nie jestem z Martyniki, tylko z Antyli ale nazwa ta stosunkowo się nie przyjęła. A czym się zajmujesz ja z zawodu jestem grafikiem komputerowym
-to znaczy, obecnie niczym. Yyy… Kim jesteś ?
-chyba wiesz już co to komputer, zaczynają już być coraz bardziej dostępne.
-jasne, wiem ale jaką prace z tym związaną masz ?
-cały obraz, który oglądasz na komputerze musi być zaprojektowany. I często to ja projektuje taki obraz, wszystko musi być ujęte i na wyciągnięcie ręki w dodatku musi się zmieścić w formacie 2D. Osoba kreatywna w mojej pracy jest jak złoto.
-dobra wiem, że jesteś profesorem ale rozmowa nudzi, wolałbym odpocząć
-wiesz jak ciężko zrobić jakikolwiek projekt nawet bardzo skomplikowany, systemy operacyjne w USA zostawiły nas za murzynami. W 76-roku trzeba być kreatywnym inaczej nie nadajesz się.
-może przestaniesz mówić jaki to jesteś genialny, ja nie siedzę tu dla przyjemności
Gary wie, że do aresztu nikt nie winny nie trafia i jego rozmowę nie traktuje poważnie i zaczyna się po woli kłaść spać.
Gdy złapał go sen, przyśniło mu się ze jest w centrum miasta i na około nikogo nie ma. Ulica zakołysała się a chmury są tak szybkie i tak ciemne aż dusza mroczną sie staje, nagle spotyka się z jakimś dziwnym człowiekiem, który podaje mu dłoń. Ręka splugawiona, obdarta lecz krew w niej czysta płynie. Gary pokwapnie godzi się, chwyta jego dłoń. Człowiek ten tak silnie trzyma jego dłoń aż Gary siły traci, jego pamięć się ściemnia i sen ten się kończy.