Fate in Brisbane

  • Rozpoczynający wątek Krefcik
  • Data rozpoczęcia
Status
Zamknięty.

DeletedUser

Guest
Wstęp

Dziwna postać, której imię nie było znane prawie nikomu kto go widział. Co w nim tajemniczego było ? Pozwólcie, że wam naświetle krok po kroku jego życie. Ten dziwny mężczyzna to tak na prawdę Gary Franxi- wędrownik o niezwykłym charakterze, żeby go w pełni poznać trzeba na prawdę ruszyć głową. Nie lubił dużo mówić przez co był nudny i nie miał przyjaciół. Spostrzegał świat jako dzieło boga, potrafił się pocieszyć każdą chwilą spędzoną na podwórzu to w pełni wypełniało jego wszystkie emocjonalne potrzeby jako człowieka. Ufał tylko sobie przez co został pisarzem ale nigdy nie dawał nikomu do przeczytania swoich książek. Czym się zajmował i jak zarabiał na życie ? stara się być potrzebny tu i ówdzie ma różne zdolności artystyczne na bardzo dalekich horyzontach, potrafi: szyć, gotować, malować, wykonywać różne prace budowlane oraz ma różne wykształcenia z dziedziny dydaktyki, retoryki, leksyki, socjologii, dynamiki, sztuki i poezji. Potrafi sam z siebie wyjaśniać jakimi zasadami kieruje się świat ludzi a zwierząt, robaków czy też ptaków, bardzo go to interesowało. Był niezwykłe inteligentny i przebiegły nie było chyba drugiego takiego człowieka na ziemi. Pewnie sądzicie, że użyłem Idealizacji, jednak nie. Jego piętą Achillesa była matematyka, nie interesował go świat liczb, znał tylko podstawy tego czego stosował. Urodził się gdzieś w Australii, jego rodzice byli mu nie znani, nikt go o to z resztą nigdy nie pytał.

Rozdział 1
Lecz w chwili tej jego odmienne życie przełamało się, los i pewien człowiek, którego na tę chwilę nie ujawnię, pokrzyżował ułożenie porządku jak mu się widziało. Był jasny wtorkowy poranek gdzie po wczorajszej ulewie miasto widnieje. Jak zwykle punktualnie o 7:00 Gary wstaje. Mimo, że każdy dzień upływał w takiej samej kolejności, lecz żaden nie był taki sam. Wolnymi krokami wstał, umył, odświeżył się jak to we własnym swoim domu, w którym niczego nie brakuje i nikogo poza Garym. Nie zdążył jeszcze dobrze zjeść śniadania gdy usłyszał głoś awantury czy jakiegoś dymu. Wyglądał za okno i usłyszał hałasy z sąsiedniego domu lecz chwila minęła i wszystko w normie.
-wybiorę się tam kiedyś, jak to się powtarzać będzie- odrzekł złośliwie.
Jak co dzień zaraz jak coś zjadł wchodził na miasto podziwiać piękno miejskie przyrody, całokształt aglomeracji, w której mieszkał, wysokie biurowce, apartamentowce, hotele oraz piękną i barwną roślinność, która obsiana jest w całym mieście, bez wyjątków. Miał swoje nienormalne zasady dla, których chodził na miasto by zaliczyć obecność, nie mógłby się pogodzić z tym, że wszyscy są a jego tam brakuje. Ludzie tak na to nie patrzą ale to tak jak śmierć- brak obecności- pomyślał Gary. Kroczył tak po 30 kilometrów dziennie podziwiając, myśląc, obserwując, rozpatrując ludzi i wyciągając wnioski. Dzień jak co dzień napatrzył się i wraca do domu. Robił po dwa spacery dziennie, rzekł: jeszcze jeden spacer wieczorem. Gdy tak dzień upływa rzadko się nudzi, mówi życie jest takie rzeczywiste takie jasne i takie mądre nie ma rzeczy która by mnie dręczyła, a której bym nie zrozumiał.

Gdy minął już kawałek dnia. Nastało popołudnie, późne popołudnie, Gary kroczył po mieście. Gdy przechodził aleją nieopodal centrum wśród jaskrawo świecących latarni zdarzyło się coś co nigdy w jego życiu nie miało miejsca. Idący cztery kroki za nim mężczyzna, ubrany w szarą wymlecioną kurtkę, czając się czy nikogo niema wyciągnął nóż z kieszeni cichym ruchem zbliżał się ostrożnie do niego. Gary kontem oka widzi jego cień, słyszy ruch w końcu nikt nie chodzi jak szczur, wie co on trzyma w ręku i podejrzewa jego złe zamiary. Pomyślał: zaraz zrobi się gorąco. Nagle nożownik jest już metr od niego z nożem na przodzie. Wśród pustej alejki krzyki się głośno rozchodzą ale kto by krzyczał. Gary uderzył szybko i zwinnie napastnika swoją dobrze napiętą pięścią. Agresor upadł z irytującym dźwiękiem. Jakże i ludzi tu i nie zabrakło, pobliska ludność w ciągu kilkunastu sekund pognała na miejsce zdarzenia. Czysty Gary nic nie mówi ludzie rozumieją, że nikt normalny nożem na ulicy się nie posługuje, nie brakowało również interwencji policji, która zdołała przyjechać w porę. I tak zakuto go i zawieziono do wyjaśnienia. A przecież nie ma rodziny, pracy ani dobrych bliskich, policja postanawia ulokować go na noc do aresztu. Zupełnie z nie winności. Gdy go wprowadzali przez korytarz pełen ciemności ledwo było w nim widać szare ściany, tu już w celi było jaśniej. Wprowadzono go, zdjęto kajdany. Gary cały oblany stresem nie może się odnaleźć, podchodzi do niego współwięzień, obwąchuje, ogląda go, po czym siada. Wszyscy już siedzieli, drugi współwięzień podobny jakby do profesora mówi:
-za co cię tu wpakowali
-Za nie winność- odpowiada grzecznie Gary
-ta… tak jak my tu wszyscy. Widzę, że nie jesteś jedynym złodziejem złapanym tej nocy. To nie żaden wstyd jestem tu drugi raz, moja męska głupota mnie do tego namówiła.
Gary dziwi się i czuje się tutaj dziwnie swojo myśli przecież nie ma takiego więzienia, który by więził dusze a więc nie nazwałbym to więzieniem. Kolega z naprzeciwka troszkę zamknięty widać, że paskudny pech go spotkał, obok leżał jeszcze jakiś pijak i ostatni kolega podobny jakby do profesora, bardzo rozgadany, przedstawia mu się:
-jestem Edward z Martyniki, tak mówią
-ja jestem Gary
-Gary…? Rozumiem, że o pace nie pogadamy. A wiesz ja nie jestem z Martyniki, tylko z Antyli ale nazwa ta stosunkowo się nie przyjęła. A czym się zajmujesz ja z zawodu jestem grafikiem komputerowym
-to znaczy, obecnie niczym. Yyy… Kim jesteś ?
-chyba wiesz już co to komputer, zaczynają już być coraz bardziej dostępne.
-jasne, wiem ale jaką prace z tym związaną masz ?
-cały obraz, który oglądasz na komputerze musi być zaprojektowany. I często to ja projektuje taki obraz, wszystko musi być ujęte i na wyciągnięcie ręki w dodatku musi się zmieścić w formacie 2D. Osoba kreatywna w mojej pracy jest jak złoto.
-dobra wiem, że jesteś profesorem ale rozmowa nudzi, wolałbym odpocząć
-wiesz jak ciężko zrobić jakikolwiek projekt nawet bardzo skomplikowany, systemy operacyjne w USA zostawiły nas za murzynami. W 76-roku trzeba być kreatywnym inaczej nie nadajesz się.
-może przestaniesz mówić jaki to jesteś genialny, ja nie siedzę tu dla przyjemności
Gary wie, że do aresztu nikt nie winny nie trafia i jego rozmowę nie traktuje poważnie i zaczyna się po woli kłaść spać.
Gdy złapał go sen, przyśniło mu się ze jest w centrum miasta i na około nikogo nie ma. Ulica zakołysała się a chmury są tak szybkie i tak ciemne aż dusza mroczną sie staje, nagle spotyka się z jakimś dziwnym człowiekiem, który podaje mu dłoń. Ręka splugawiona, obdarta lecz krew w niej czysta płynie. Gary pokwapnie godzi się, chwyta jego dłoń. Człowiek ten tak silnie trzyma jego dłoń aż Gary siły traci, jego pamięć się ściemnia i sen ten się kończy.
 

DeletedUser

Guest
Rozdział 2

Następnego dnia. O 8:00 sprawa napadu wyjaśniła się i została zamknięta. Wypuszczono go, lecz co to za wolność od czego ? czy do czego ?. Po wyjściu zmierzał prosto do ulicy ze snu, 2 godziny przez miasto w odnalezieniu tego miejsca. Drga ciężka długa ale cóż dla Garego.
W końcu znalazł je, jakoś dziwnie tutaj jakby nie ludzko. Minęło kilkadziesiąt minut gdy zaczęło się już robić nudno. niewiele już potrzeba a ludzie się rozejdą całkowicie, nikt nie znajdzie potrzeby tutaj przebywania. Garemu krew lekko zadrżała i ktoś się znalazł. Idzie tutaj, zbliża się człowiek wygląda jak bandyta, który wczoraj wyciągnął nóż, lecz to nie ta sam ulica była. Był zakapturzony, już blisko się znajduję i spogląda na Garego. Na ulicy nikogo nie było widać. Chmury są tak mroczne aż dusza ciemną się staje, nagle ten dziwny człowiek wyciąga dłoń do Garego. Identyczna, ta sama brudna dłoń, którą już widziałem- odrzekł. Pamięć Garego rozjaśnia się. Rzeczywistość znacznie sie zagęszcza, tak podejrzana i nieufna twarz kieruje się ku jego oczu mówiąc:
-tyś człowieku ciszy i skromnego serca coś nie widzący ludzkich ust, nie wiesz czego nie wiesz lecz wiesz tylko to co doświadczyć mogłeś . Chcesz tego słuchać podałeś mi dłoń, takie charakter już masz, myślisz ze sny puste są ? O nic mnie nie pytaj wiem lepiej od ciebie co chcesz wiedzieć, więc ci mówię: ja jestem tym samym człowiekiem tu wątpliwości nie znajdziesz, potraktuj to jako pewien „układ” a czas pokaże każdemu wynik.
I odszedł. Podkulony Gary, przeszła mu myśl: o pionku, który nie może powalić innych pionków, ponieważ jest zablokowany. Niczego mi nie brakuje moje życie nadal ma tyle samo elementów przynajmniej o tylu wiem nie będę się przerażał- odpowiedział, spełzną z takich myśli. Na nowo, byle do przodu chodź to przekonania nie ma lecz zastosowanie zawsze. Zachował równowagę umysłu i poszedł do domu. Przyszedł mu do głowy areszt, w który siedział:
-przecież tam przypadków nie ma sam o tym wiem lecz nie wiem co w sumieniu mam i co mam teraz począć ?- pyta i zastanawia się Gary sam o sobie.
Idąc do domu ulice puste się stały. Gdzie jest te tętno życia, które świeciło codziennie ? Gdzież ja pójdę takie to były twoje odpowiedzi ? Ależ ty nie jasne stawiasz zagadki. Podkulony Gary kolebie się do domu na, którym noc już zawisła ściany są takie więzienne i bez chęci kładzie się spać mówiąc:
-po raz pierwszy w życiu jestem tak bardzo ciekawy co przyniesie dzień kolejny.

Następnego dnia. Wstawszy Gary udał sie do łazienki po czym na swój balkon aby popatrzeć na sąsiadów, którzy zawsze do pracy wybierają się o tej porze. O nie !!!- wykrzyknął Gary wstałem o 8:00 nie ujrzę tego wszystkiego co dzień widzieć mogłem, szans nawet na to nie mam. Żalem zalany i zbulwersowany Gary agresywnie i z niechęcią wybiera się do miasta. Przechodząc przez kawałek rynku jak ścieżka prowadziła jego. Na swojej drodze spotyka staruszkę, która mówi:
-przepraszam pana młodego, pomożesz mi rozładowywać towar na moje stoisko.
Gary odpowiedział twierdząco, zgodził się, otrzymywał mnóstwo takich propozycji. Gdy rozładowuje towar jakiś wariat rozpychał się po ulicy depcząc szeroko i groźnie. Gdy zbliżył się do Garego przystanął po czym znalazł się w centrum uwagi. Groźną minął powiedział:
-to ty jesteś ta cenna zwierzyna- zapytał retorycznie. Idziesz ze mną.
-przecież ja człowiekiem jestem zawsze byłem, czy coś się zmieniło- pomyślał retorycznie Gary
Wybuchła panika, silnie pociągnięty Gary nie panikuje. Ludzie zaczęli uderzać koszykami ale wystraszyli się gdy bandyta złapał go za kark. Błyskotliwość jednak robi swoje i zadziwi w tym przypadku. Niedługi łańcuch u spodni szumowiny wisiał, gdy złapany został im za rękę następnie zahaczony o pobliską barierkę. Wnet Gary przerzucił go na drugą jej stronę łamiąc i gruchotając rękę. Gary powalił osiłka. Pobiegł do pierwszego lepszego sklepu, kazał wezwać policję, po czym odbiegł skręcił do pierwszej lepszej bramy i ślad po nim zginął. Podejrzenia zaczęły się dopiero teraz
-to pierwszy na mnie atak-powiedział, wiedząc, że takie rzeczy nie mają miejsca jednokrotnie, zwłaszcza gdy użył on słowa- zwierzyna.
Wahania czy wrócić do domu czy nie, czy w ogóle się do niego zbliżyć ?. Ale ciekawy to on zawsze był aż nie zdrowie, i zbliżył się do domu, którego bacznie obserwował przez godzinę. Bał się do niego wrócić- jak znaleźli mnie w rynku to co dopiero we własnym domu. Gdy zmuszony zostaje spać na ulicy uświadamia sobie, że może oni tego chcą abym tam się znajdował.
 

DeletedUser

Guest
Rozdział 3

Nastał dzień kolejny. Godzina 8:00 Gary wstaje z pod śmietnika upokorzony i okalały po nie dobrym śnie. Nie chodzi żebrać ani jeść ze stołówek dla bezdomnych. Doskonale topił się w tłumie chociaż nie widział w tym celu. Jak co dzień Gary przemierzał osiedla, przecznice, dzielnice w poszukiwaniu wrażeń, lecz nie cieszy go już tu nic.
-stałem się nikim-odrzekł.
Robiąc już tysiąc kroków odnalazł się im. Dobrze ubrani faceci obserwują go myślą, że ten wędrownik nic nie podejrzewa. Nie mogą stracić tak zwinnego celu wiec zaczynają biec do niego. Spokojnym ruchem Gary skręcił w uliczkę na przełaj, gdy na swojej drodze zauważył siatkę dość wysoką po by ją przeskakiwać. Nie tracąc chwili dłużej, chwyta się i podciąga schodów pożarowych i szybko przechodzi na boczną stronę budynku, tak szybko, że ludzie ubrani na czarno dopiero wstąpili na tą ulicę. Agenci przeskakują siatkę i zaczynają się rozdzielać po ulicach. Gary myśli:
-może nie szukają kogoś takiego jak mnie to pomyłka prędzej czy później mnie złapią na ich i moją nie korzyść jest to, że nie mam do kąt pójść. Nie zwlekając, wszedł do cudzego mieszkania przez uchylone okno. Siedziała tam na fotelu pewna dziewczyna, która przeciwnie jak Gary miała zdolność szybkiego przyswajania zmian. Obecność obcej osoby nie przeraziła tylko zdziwiła ją i go zapytała:
-co ty tu robisz
-to skomplikowana sytuacja, chwilka a wyjaśnię
Kobieta nic nie powiedziała tylko dziwnie spoglądała. W zaistniałej sytuacji mówić zaczął Gary:
-Znalazłem się tutaj przez przypadek muszę uciekać przed nieznajomymi ludźmi. Nie dziw się tak ja też z tego nic nie rozumiem. Nie chcę ci czasu zajmować po prostu sobie pójdę, dobrze ?
-byli tu po ciebie szukali cię, jacyś gangsterzy tutaj pukali, bogato odziani ale było widać ich brutalne zamiary. Mówili, że szukają Garego Franxi. O co im chodziło, nie wiem ?
-skąd ty mnie znasz, jak skojarzyłaś ze to ja.
-pokazali mi twoje zdjęcie
-zdjęcie ? a skąd o ni o mnie tak dużo wiedzą. Nie mówię tego ludziom ale to ci powiem: nie ufam nikomu i nie ufać zawsze będę.
Po czym Gary wyszedł z mieszkania.
Stanął zamyślił się, ususzał hałaśliwy turbot i wszedł z powrotem. To była nieprzewidziana decyzja. U schodów pożarowych słychać jakieś turbot. Gary powiedział:
-kto schodzi u was po schodach jakby w budynku ich nie mieli.
Ktoś tu biegnie. Wyjrzał za okno a jakaś ręka złapała go za głowę. Strach i panika opętała Garego. Udało mu się uwolnić wywalił łachmytę i zatrzasnął okno. Szybko pomyślała o ucieczce: ale nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki także i ja nie wyjdę dwa razy przez te same drzwi pomyślał: że oni już tam są. Szybko skierował się ku balkonu aby stamtąd bezpiecznie uciec. Boże !!!- odrzekł. A kolejny dziwnym mężczyzna na balkonie czyha. Kobieta podśmiewała się. Gary mówił:
-kim ty jesteś !!!
Nie wiedział co zrobić, jedynym ostatecznym wyjściem było sięgniecie po telefon i zadzwonienie. Chwytał za wolno leżącą komórkę i wykręcił numer po policję. Trach !!!- usłyszał. Dwaj mężczyźni wywalili drzwi, chwytają Garego on krzyczy- wysoki brunet w zielone oczy, garbaty nos- więcej nie zdążył. Drastycznie wyprowadzili go z mieszkania zachowując spokój.. Gary pomyślał: gdybym tylko wszedł w inne okno mógłbym być ocalony. Spytał:
-o co wam chodzi możne najpierw byście się przedstawili i powiedzieli jakie mam prawa. W końcu żyjemy w cywilizowanym świecie !!!- ostatnie co powiedział przed wrzuceniem go do ciężarówki. Chwila nie minęła a pojazd ruszył. W środku nie był sam, ktoś podobny do znajomego już tam leżał. Spoglądną i powiedział do Garego:
-chodź siadaj mnie też tu schwytali tylko, że już wcześniej, nie miałem tyle sprytu co ty. Jaki to ma związek z tym co powiedział ci myszoskoczek- spytał podejrzliwie i wolno.
-yyy… kto ? nie znam nikogo takiego
-ten cudak ze twojego snu
-skąd wiesz o czym ja śnię. Kim ty jesteś ?
-Mówią na mnie Edward, nie poznajesz mnie po twarzy ale siedziałem z tobą w areszcie 3 dni temu. Byłem tam obserwowałem cię bacznie jak gnałeś na Osttet street. Znam ten typ ludzi co raz usłyszą a w pamięci na zawsze pozostanie.
-coś mi tutaj deklamujesz. Ja nie czuję się winny
-prawo ich nie interesuje oni robią sobie co chcą chyba, że śmierć im tego zabroni. Ci ludzie to perfekcjoniści, pracowałem dla nich ale nie z własnej woli tylko zmuszony zostałem.
-dobra, dobra skoro jesteś tak wszechwiedzący to wyjaśnij mi czemu tu jestem i czemu ty tu jesteś.
-ty jesteś tu bo tak musiało być ale ja głupi poszedłem za tobą na Osttet street i widziałem tego gościa, który się z tobą witał. Ale o mnie świat zapomni, ty jesteś dla nich ważny.
-dla kogo? – zapytał zdziwiony Gary
-dla tych, o których ci przecież cały czas opowiedziałem w areszcie na Milton Police Beat Shopfront
-to ty mówiłeś o swojej pracy ? przecież ja znalazłem się tam przez przypadek gdyby nie ta przeklęta ulica…
-to jest właśnie zrządzenie losu, w nim nie ma przypadków mam nadzieje, że to rozumiesz. Wśród tak licznego miasta tylko my ujrzeliśmy myszoskoczka, teraz wiozą nas pewnie w jakieś odległe miejsce.
-Wiesz co ? -Gary zapytał retorycznie. Chciałbym aby się okazało, że jesteś szaleńcem i ze uroiłeś sobie to wszystko.
-przedstawiam ci fakty.
-tak ? to niby gdzie nas wiozą ?
-oni już mają swoje miejsca.
 

DeletedUser

Guest
Rozdział 4

Podróż zakańcza się. Ciężarówka stanęła, a słońce zaczyna zmieniać swą jaskrawość posuwając się w dal. Spadał mrok i wszystko ucichło. Nadlatuje kolejny dzień gdy Gary i więzienny Garafik budzą się w transie ciężarówki, o zastałych kościach po nie przyjemnym śnie. Wędrówka dobiega końca. Drzwi ciężarówki otwierają się powolnym ruchem a ich oczą pokazuje się drewniana brama przy niej grupka ubogich ludzi, zajęta zwykle dumaniem. Wioska oplatana roślinami, puszczą a wszystko co w niej człowiek stworzył jest drewniane. Na oko widać walory tego miejsca lecz czy tutaj tak na prawdę jest. Jeden z gangsterów mówi do Garego:
-pomyśl, całe życie szukasz i nigdy nic nie znalazłeś być może to twoja ostatnia szansa.
- nic mnie dzisiaj nie zdziwi
-tak jak stoisz możesz wracać do domu lecz czy tego na prawdę chcesz ? do najbliższego miasta jest 70 mil a do Brisbane 120. Jesteśmy w środkowej Australii, powodzenia. Nie wiele już minęło ciężarówka odjechała pozostawiając Garego z niby znajomym Edwardem.

Czterech podeszło do nich wieśniaków obejrzeli ich i pierwszy powiedział
-Jestem Hamilton od pilnowania porządku, ta robota nigdy się nie wyczerpie- powiedział uśmiechając się.
Wprowadzili ich do wioski, pokazali im co i jak, Gary i Edward aż się zdziwili, że tak dziwni osobnicy znają ich język. Ludzi żyli tam samowystarczalnie, nikt nie głodował nikt dużo nie pracował skromne i ciche życie wiedli mieszkańcy. Nie brakowało tam myśliwych ni sprzedawców. Ich zajęcia codzienne to polowanie, sortowanie mięsa i towaru, sprzedawanie oraz wśród nie licznych ciężkie prace fizyczne jak drwalstwo.

Minęło kilka dni. Gdy mieszkańcy poznali Garego i Edward postanowili ich umieścić na obrazie wraz w przywódcą wioski oraz najważniejszymi osobowościami. Obraz ten wisiał w placu na widoku około domu rybnego, gdzie zawsze kręci się dużo ludzi. Czas leciał jak strumień, prac nie brakowało a chęci przy ich również. Wszystko tak jakoś trwało gdy Gary nie powiedział Edwardowi:
-wiesz, że szuka nas policja
-hymm…?
-przez telefon powiedziałem jak wyglądali ci, którzy mnie porywali, przynajmniej ten jeden i zaczną go szukać i dojdą do nas.
-co ? coś ty narobił chyba nie chcesz aby tutaj wpadli gliniarze
-chyba nie uciekniemy stąd przecież jest za daleko. A kim ty niby jesteś, że ci na pozostaniu tak zależy.
-nie ważne- powiedział ze zdenerwowaniem i odszedł nie chciał dalej rozmawiać z Garym.
 

DeletedUser

Guest
Rozdział 5

Następnego poranka Gary obudził się i Edwarda już nie znalazł. Pytał wszystkich: nie widziałeś dzisiaj Edwarda, nie wiesz gdzie może być gdzie on poszedł ?
-a z resztą. Nie ma go pewnie chwilowo. Nie będę chodził i go szukał muszę zająć się robotą- powiedział wesoły Gary chwilowo krojąc mięso na pobliskim targu pod sklepionymi bambusami. Gdy każdy już się troszkę narobił przyszła pora na sprzedaż, ludzi chętnych do jedzenia nie brakowało. Jednak trzeba było jeszcze porąbać drewno co tym zajął się oczywiście Gary. Minęło już kilka ładnych godzin pracowitego dnia okazuję się, że Edwarda nie ma.
-porwali go czy co. Może uciekł- pomyślał Gary
Wszystko to tylko podejrzenia póki nie okazało się ze obecny na obrazie przy placu Edward zniknął.
-a przecież pamiętałem jak nas razem malował, co się dzieje- mówi Gary
Nie ustanie w dowiedzeniu prawdy. Zapytał już kilku przechodniów ale nikt nie wie o kogo chodzi. Nagle gdy jego uwagę przykuła mała dziewczynka wpatrująca się w obecny obraz. Gary widzi ją podchodzi do niej i się grzecznie pyta:
-widziałaś może takiego mężczyznę z którym to ja tak często się tutaj kręciłem
-nie widziałam proszę pana. Ale mam inne zmartwienie wydaje mi się że coś na tym obrazie się zmieniło.
-tobie też ? -Powiedział Gary wierząc ze mała dziewczyna mało rozumie ale może dużo wiedzieć.
-proszę pana co tutaj jest napisane pokazała palcem na prawy dół ramki.
-Edward ? tak, tak tu jest napisane dokładnie.
-aha a co to może znaczyć proszę pana ?- pytała się grzecznie dziewczynka
-do nie dawna wiedział teraz sam nie wiem, pójdę już
-mam na imię Nelly jak byś mnie szukał.

Gary radził sobie w wiosce bez udziału Edwarda wiedział, że jego wiedza i długi język mógł go wiele kosztować. Wczoraj poznał równie dużo wiedzącą małą przyjaciółkę 9-latkę. Chodził z nią wszędzie, to biedne dziecko, nie ma tutaj rodziców, śpi u ciotki, która jest surowa i daje jej mało jeść. Jednak Gary nie wiedział, że ta dziewczynka to córka jego sąsiadki w Brisbane. Rozmawiali tak ze sobą już trochę, Gary ją zapytał:
-nie wiesz jak ma może twoja mama na imię
-nie mam mamy, radzę sobie tutaj bez niej
Tak gównie rozmawiali do dnia, w którym Gary zdecydował się na szaleństwo, chciał uciec z nią do Brisbane i poszukać jakiegoś śladu Edwarda. Lecz wiedział, że ci ludzie i w domu nie dadzą mu spokoju i tym bardziej go tam znajdą.
 

DeletedUser

Guest
Rozdział 6

Zaczął się 6 dzień we wiosce. Gary domyślił się, że jest i żyje ktoś taki jak Edward z Martyniki, nie udało się nikomu go zrobić wie, że go podpuszczają w przeciwną stronę i wymalują napisy, że niby Edward to tylko napis, który być Mozę sobie uroiłem. Z tą myślą na początkach dnia, ukradł samochód i schował go za drzewami domu Nelly. Wyrwał się od roboty na chwilę wziął ze sobą Nelly i zmierza do auta, gdy zaczepia go Nurkel- kolega z pobliskiego baru, prawdziwa szuja.
-dokąd się to się wybieracie, nie za duży jesteś na taką dziewczynkę a w ogóle nie powinieneś pracować ?
-odwał się pijacka mordo, wróć lepiej do swojej pracy, ja robię chwilową przerwę.
Obeszło się bez sprzeczek, wnet ludzie wrócili uwagę. Wsiadł Gary do Jeepa, którego pozostawił w głębokich krzakach, wziął ze sobą Nelly i odjechał mają na drodze kilku ludzi, których o mało nie potrącił.

Gdy droga już płatała figle piaski i nie równiny spowalniały bardzo pracę kół, trzeba było benzyny, dużo benzyny. We wiosce puszczono już sygnał, że Gary uciekł wiadomo do kogo. Podróż choć mozolna dobiega końca. Dzień ten robi się na prawdę upalny, ledwo za rankiem a już pot w czole. Gary zajechał zabrudzonym jeepem pod swój dom, wysiadająca z niego mała dziewczynka przykuła uwagę sąsiadów. Gary ucieszył się, że wreszcie ktoś tak na niego patrzy jak na ojca. Wszedł do swojego domu a w środku siedziała kobieta, siedziała i czytała jakieś pisemko, widać już długo. To była ona, sąsiadka z mieszkania naprzeciw. Gary ją zapytał:
-co pani robi w moim domu ?
-a co pan robi z moja córką ?
-mamo !!! wykrzyczała mała Nelly rzucając się na szyję swojej mamusi.
-ty bydlaku już ja się z tobą policzę- parsknęła ze zdenerwowania sąsiadka
-nie, nie to, nie tak, ja ją uratowałem. Nic a nic nie widziałem ostatnio dowiaduje się bardzo dziwne rzeczy.
-moją córkę porwano 11 dni temu. Nie wiem kto to zrobił ale mam nadzieję, że ty i wylądujesz za kratkami.
-w to akurat wątpię, nic pani nie wiem. Nikt mnie za kratki nie wsadzi.
Sąsiadka wyszła z mieszkania z skołatanymi nerwami, przytulając małą córeczkę, głaskając ją, odeszli do domu. A Gary nalał sobie herbaty i odpoczął po ciężkich przygodach.

Rozdział 7

Zapadała noc, do spania pora się zbierać. Gary rozmyśla, jak dobrze, że tu nie było tych bandytów co jeszcze by się dzisiaj wydarzyło, może gdy kiedyś będę miał dzieci będę miał co im opowiadać. Siedział spokojnie w domu gdy nie wiele poza za nim, doszło do zabójstwa. Lecz wieczór utrzymuje spokoju nadal, gdy nagle ktoś zapukał do jego drzwi:
- Good Morcing, panie Franxi
-Już idę
Otwiera Gary drzwi i widzi facetów w garniturach jak namalowanych, po środku nich lekko oddalony starszy pan, twarz pociągła. Widać ich niecne zamiary Gary powiedział:
-nie boję się was, po co przyszliście ?
-może nas wpuścisz ?
-proszę- powiedział pokazując prawą ręką drogę do salonu
-przyszliśmy po coś co nam możesz dać
-słucham, chyba tak się bawić nie będziemy.
-może i nie ale potrzebujemy twojej krwi, decyzja zapadł ale ktoś chce jeszcze z tobą porozmawiać.
Zbliżył się do niego obecny tu starszy pan, usiadł na krześle aby mieć naprzeciw siebie Garego.
-odejść cię –powiedział do swojej obstawy. Ty posłuchaj:
-jam jestem twoim ojcem
Gary uronił łezkę się, widać mocno go te słowa przekonały, odrzekł:
-to przecież nie możliwe
-masz prawo tak myśleć, w końcu Radzisz sobie beze mnie od 8 roku życia. Opuściłem cię bo tak musiałem zrobić moja praca… była bardzo wymagająca a ty ciągle wszystko w domu wiedziałeś.
-tato kocham cie, zawszę cie kochałem po mimo tego, że jesteś bandytą.
-możesz też tak to widzieć ale nikt nie jest czysty, myślisz że policja jest lepsza, policja to tylko nazwa skorumpowanych bandytów, gorzej niż gang. Ja zmierzam do tego co nikt nie chciałby, do tego dopuścić a mianowicie chcę połączyć cały przestępczy świat. Ludzi, których ostatnio poznałeś to zło w czystej postaci ale nie przerażaj się to świat jest zły my jesteśmy tylko jego produktem.. Miałem cię wcześniej złapać lecz nie przewidziałem, że będziesz aż tak sprytny.
-czemu wiec chcesz mnie zlikwidować
-to nie takie proste dawałem ci szanse może i jej nie dostrzegałeś, posłałem cię do tej wioski Hamburro, którą przecież widziałeś na własne oczy.
-nie wierze ci nie widziałem cię prawie całe życie, jesteś dla mnie gorzej niż jakiś obcy.
-wiem synu, że błądzisz po świecie a ja zajmuję się działalnością przestępcza. Lecz mając 34 lat odnalazłem się. Już dosyć miałem tego całego syfu, wiesz jak ciężko było mi patrzeć na upadające firmy, zamykane sklepy, głód i gangi pięściarzy po ulicach. Wszystko co złego wyrobiłem to z przyczyn ideologicznych nigdy nie bezpodstawnie. A teraz chcę naprawić błąd i odebrać ci życie, które ci nadałem.
-tato ale ty bredzisz, to wszystko kłamstwo po co mi to mówisz ja ci nie wierzę
-nie brzmi to wszystko prawdo podobnie, wiem. Gdy minął rok przestępczego życia urodziłeś się ty chodź nie byłem żonaty, miałem dziewczynę, która nie podjęła się odpowiedzialności rodzicielskiej. Ile ty masz synu lat ja w twoim wieku już wiele umiałem, więc odbieram ci to nędzne życie, które nastąpić nie powinno.
-bzdura, wiem tato, że boisz się, że cię zwalczę, gdybym się nie od ciebie dowiedział, że jesteś przestępcą mógłbym wsadzić sporą grupę ludzi za kratki. Gdy postanowiłeś się ze mną spotkać to już tylko po to aby odebrać życie.
-nie wiesz ile oczekiwałem na to kiedy się zobaczymy, ciężkie serce miałem gdy o tym myślałem, lecz gdy było nie uniknione porwanie małej Nelly musiałem coś zrobić, musiałeś wejść do aresztu, siedzieć w Hamburro- Wydusił ostatnie słowa staruszek i odszedł, po czym szepnął coś do swoich chłopców.
Jeden z nich wyciągną magnuma i przymierzył Garemu prostu do skroni i… padł strzał. Głowa Garego wyraźnie odbiła się na ścianie. Huk był dość duży nie zwlekając gangsterzy szybko odjechali z tego miejsca. Żaden z sąsiadów nie zgłosił ani nie sprawdził tego co tam nagle huknęło.

Historia ostatnich dwóch tygodni Garego dobiegła właśnie końca. Lecz 8 dni temu Gary został porwany zostawiając po sobie nagraną rozmowę na policji. Kobieta mieszkająca tam została aresztowana. Policja dowiedziała się kto dzwonił i postanowiła złożyć mu wizytę, gdy w tą porę Gary przybywał właśnie do wioski Hamburro. Trwała ciągła obserwacja jego domu do dnia dzisiejszego, gdy nie opodal jego domu zamordowano czuwającego tam funkcjonariusza. 15 minut po jego śmierci na miejsce dotarła liczna grupa policji zaniepokojona brakiem sygnału obserwującego policjanta. 30 minut później złapano grupę gangsterów wraz z ojcem garego na 40 kilometrze autostrady do Alice Springs.
 
Ostatnio edytowane przez moderatora:
Status
Zamknięty.
Do góry