DeletedUser
Guest
Dzień Śłońca
Część pierwsza.
Nastał dzień, gdy słońce rozbłysło miliardami promieni, a dzień zdawał się końca nie mieć. Choć wszelaka ludność zamieszkująca rozliczne wyspy była przyzwyczajona do upałów, to ten dzień już u zarania, nie wróżył niczego dobrego.
Oto z dalekiej krainy Margonem, przybył nowy śmiałek, gotów swe miasta budować. Stanął przed kierunkowskazem i zamyślał, gdzie znajdzie szczęście. Niby prosta decyzja, wystarczyło wybrać nawet losowo swą drogę, ale Heliodus nie chciał, by los sam za niego decydował. Nie ośmielił się też zasięgnąć rady Wyroczni, bo gdybyż każdy przybyły do Grepolis, zasięgał Jej porady, to kolejka by końca nie miała. Wyrocznia nic innego by czynić nie mogła, tylko kierunki by wyznaczała. A przecież nie po to została ustanowiona.
Gdy opuszczał Świat Margonem, zastanawiał się do jakiego teraz zagościć, gdzie budować swą przyszłość. Przy wyborze Nowego Domu kierował się przede wszystkim tym, czy będzie mógł się w nowym świecie swobodnie wypowiadać.Aż tego słonecznego dnia stanął u wrót Świata Grepolis. Nowy, nieznany świat otworzył przed nim podwoje. Zostało mu tylko wybrać miano i kierunek zasiedlenia. Niby sprawa prosta, a jakże skomplikowana. W jednej chwili z margonemskiego Europeusa przepoczwarzył się w Heliodusa. Serce pragnęło powrotu do starego świata, a rozum dyktował, że trzeba poszukiwać nowych wyzwań, przygód, radości i trosk.
Słońce na niebie patrzyło na tego zagubionego wędrowca bez domu, bez dachu nad głową. Osamotnionego.
Podążył na Światy Alfa i Lambda. Założył swe miasta. Wielce ubogimi się owe grody teraz jawiły, bez wojska, bez złota, kilka sztuk srebra było jego posagiem na Nowy Świat. Począł budować dwa swoje miasta. Nie wiedząc o co chodzi, dostał właśnie dwa raporty o zaproszeniach do sojuszy. Przyjął jedno z nich, w myśl zasady, że "nie można dwóm panom służyć". I tak oto właśnie zaczął się dla Heliodusa dzień słońca, które dla niego w Grepolis dzisiaj się zaświeciło.
Ruszył w nieznane.
Część pierwsza.
Nastał dzień, gdy słońce rozbłysło miliardami promieni, a dzień zdawał się końca nie mieć. Choć wszelaka ludność zamieszkująca rozliczne wyspy była przyzwyczajona do upałów, to ten dzień już u zarania, nie wróżył niczego dobrego.
Oto z dalekiej krainy Margonem, przybył nowy śmiałek, gotów swe miasta budować. Stanął przed kierunkowskazem i zamyślał, gdzie znajdzie szczęście. Niby prosta decyzja, wystarczyło wybrać nawet losowo swą drogę, ale Heliodus nie chciał, by los sam za niego decydował. Nie ośmielił się też zasięgnąć rady Wyroczni, bo gdybyż każdy przybyły do Grepolis, zasięgał Jej porady, to kolejka by końca nie miała. Wyrocznia nic innego by czynić nie mogła, tylko kierunki by wyznaczała. A przecież nie po to została ustanowiona.
Gdy opuszczał Świat Margonem, zastanawiał się do jakiego teraz zagościć, gdzie budować swą przyszłość. Przy wyborze Nowego Domu kierował się przede wszystkim tym, czy będzie mógł się w nowym świecie swobodnie wypowiadać.Aż tego słonecznego dnia stanął u wrót Świata Grepolis. Nowy, nieznany świat otworzył przed nim podwoje. Zostało mu tylko wybrać miano i kierunek zasiedlenia. Niby sprawa prosta, a jakże skomplikowana. W jednej chwili z margonemskiego Europeusa przepoczwarzył się w Heliodusa. Serce pragnęło powrotu do starego świata, a rozum dyktował, że trzeba poszukiwać nowych wyzwań, przygód, radości i trosk.
Słońce na niebie patrzyło na tego zagubionego wędrowca bez domu, bez dachu nad głową. Osamotnionego.
Podążył na Światy Alfa i Lambda. Założył swe miasta. Wielce ubogimi się owe grody teraz jawiły, bez wojska, bez złota, kilka sztuk srebra było jego posagiem na Nowy Świat. Począł budować dwa swoje miasta. Nie wiedząc o co chodzi, dostał właśnie dwa raporty o zaproszeniach do sojuszy. Przyjął jedno z nich, w myśl zasady, że "nie można dwóm panom służyć". I tak oto właśnie zaczął się dla Heliodusa dzień słońca, które dla niego w Grepolis dzisiaj się zaświeciło.
Ruszył w nieznane.