[Opowiadanie]"Wędrówka i dom na niebem

  • Rozpoczynający wątek lordmari
  • Data rozpoczęcia
Status
Zamknięty.

DeletedUser

Guest
„Wędrówka
i dom nad niebem”

Tom I​
Prolog:Kim jestem?
-Kim jestem?-myślę sobie w duchu. Nie znałem ojca, nie znałem matki. Niewiele mi po nich zostało; lutnia i talent słowa; serce, ból; dusza wędrowna... Chcę uciekać! Lecz dokąd? Nie wiem... Może do nieba? A może gdzieś o wiele niżej? Też nie wiem... Czy ja w ogóle coś wiem? Nie wiem... Mam dosyć już bycia odtrącanym! Zabiorę lutnię, zabiorę serce i ból, zabiorę duszę i odejdę... Ale gdzie? Gdzie wiatr poniesie... Może zajdę gdzieś daleko, a może umrzeć mi przyjdzie na początku drogi... Wyruszam, podjąłem decyzje.
„Oda do drogi”
O drogo prowadź chen daleko,
Gdzie wiatr wieje za mocno,
Gdzie morze szumi za cicho.
Gdzie sarny hasają po łąkach,
Gdzie ptaki śpiewają w teatrze
Drzew, które ich słuchają!​

Rozdział I:U początku, a zarazem na końcu...
Wędruję już tyle dni, nie wiem ile już ich minęło. Cały czas szedłem pustą łąką, przez pusty las, aż zobaczyłem strumień krwi. Pobiegłem za nim... Obok zmasakrowanego ciała, czy człowieka, czy czegoś innego, widniała tabliczka z napisem: „Iris-tu chaos zaczęty, tu chaos skończonym będzie”. Mój wzrok przykuło jak dotąd bezchmurne niebo, a teraz... Deszcz, burza, błyskawice, strach. Co się nagle stało? Dlaczego za tabliczką jest okropnie, a przed nią pięknie? Czy wstąpić do Iris? Przyszywa mnie strach. Nie mam nic do stracenia! Nie wiem kim jestem, może tu znajdę początek, a może tu znajdę koniec. Idę przed siebie. „Gdzie wiatr mnie poniesie”. Poniósł mnie tutaj.
Rozdział II:Nieskończone zło, dobra tak niewiele...
Z trudem przedostałem się przez granicę Iris. Jakieś monstra strzegły wejścia do miasta zwanego Juno. Z kapturem na głowie, szedłem przez burze; jakby przez krainę śmierci. Wokół mnie krzyki, płacz, ból. Monstra chyba śpią... Czy uda mi się przejść obok nich niezauważony? Nie... Potwory wstają z lekkiego snu, spoglądają w moją stronę. Widzę ich oczy-oczy przepełnione gniewem. Jest ich z dziesięć... Jak widać moja wędrówka dobiega końca. One plują krwią! Co się dzieje?! Każde z monstrów nie żyje. Czy ktoś mi pomógł?
-Szybko, wędrowcze, wejdź do miasta!-usłyszałem głos. Przebiegłem obok trupów potworów przebitych strzałami.
Rozdział III:Niewielkie dobro, a tak dla życia mego znaczące...
Już wiem kto mi pomógł. Młoda Elfka. Myślałem, że one nie istnieją, że żyją w wiecznej wojnie z ludźmi. Juno-tyle tu młodej krwi. Tyle Uzdrowicielek uczy się sekretnych sztuk leczenia i używania magi; tylu Zaklinaczy uczy się tworzenia duchów i stawania nimi; tylu szlachetnych Rycerzy umacnia się rytuałami światłości; tyle podstępnych szelm zatruwa swą broń, by od razu powalić przeciwnika; tyle Czarodziejek przyzywa mrok w swej magi , by walczyć z mrokiem; tylu Tytanów kuje swe zabójcze orędzie przeciw potworom. Szykują się do wojny, do wielkiej wojny. Miasta Dratan, Egeha, Strayana, Merak zostały zniszczone przez olbrzymią armię potworów.
Rozdział IV:Krew, krzyk, ból...
Ostatnie śpiewy w Juno... Każdy jest przygotowany do walki-przygotowany na śmierć. Zaszedłem bardzo daleko, odejdę także daleko. Na horyzoncie widać już pierwsze trebuszety potworów. Mury Juno obstawione Uzdrowicielkami, Czarodziejkami i Zaklinaczami w demony przeistoczonymi.
-Naciągnąć cięciwy-słyszałem rozkazy jednej z Uzdrowicielek-Ognia! Deszcz strzał uderzył w zbliżającą się armię. Zaklinacze przeistoczeni w demony, wyglądali jak monstra-nie mieli wyrazów twarzy; nie widać było czy się uśmiechają, czy są źli.
-Powoli nadchodzi śmierć-mówił grubym doniosłym głosem przywódca demonów-nie lękajmy się jej. Jeżeli Juno umrze, my umrzemy razem z nim. Ci co przetrwają, będą nas pamiętać, będą dumni ze swoich przodków, ponieważ zginęli na ziemi, na tej samej ziemi gdzie się urodzili, gdzie poznawali czym jest ból, gdzie uczyli się pierwszych zaklęć. Juno upadnie, upadniemy wraz nim! Ku chwale Juno! Ku chwale śmierci!-krzyczał demon, a tłum wojowników powtarzał za nim. Moje serce ścisnął sznur. Już wiem kim jestem-jestem poetom, jestem kimś, który opisze to teraz na miejscu, chroniąc Juno, chroniący ludzi. Usiadłszy w centrum miasta, szarpnąłem za struny lutni i począłem śpiewać:
Póki życie tutaj jest,
Póki walczyć każdy chce,
Walczmy więc!
Będą nas wszyscy pamiętać!
Będą wszyscy nas chwalić!
Będę o nas mówić,
Żeśmy Ci co z tej ziemi powstali,
Na której teraz leżeć będziemy!
Walczmy więc!
Tu nasze wspomnienia,
Tu nasze życie trwało,
Nasze marzenia,
To tutaj się rozwijało!
Niech potomkowie wiedzą że
Ich przodkowie leża na tej ziemi!
Gdzie niegdyś piękne miasto stało,
Gdzie niegdyś kwitły w nim jabłonie,
Niech ich serca pamiętają!
Niech ta ballada rozjaśni niebo,
Niech bogowie nam pomogą,
Niech stopią na tą ziemie,
Niech na niej żyją,
Niech nas uchronią!
A ja oddam im swe życie,
Bo nie wiem kim ja jestem,
Nie wiem, nie wiem kim jestem....​
Epilog:Na końcu wędrówki nad niebem dom...
Koniec pieśni. Łzy z zamkniętych oczu się wyrywają, nareszcie je wypuszczam. Potwory stchórzyły... Uciekły... Przez chwilę jeszcze oddycham, przez chwilę widzę jak płaczą nade mną uradowani obrońcy. „Będę was pamiętał”-szepnąłem i po raz ostatni wypuściłem z siebie powietrze.
Trzymam w jednej ręce lutnie, w drugiej kwiat. Idę do góry, idę wysoko po schodach. Widzę niebo, widzę bogów, uśmiechających się do mnie. Jednak idę wyżej. Widzę dom. Dom nad niebem. W drzwiach stoi jakaś kobieta. Wręczam jej kwiat i całuję jej dłoń. Po chwili kobieta mówi : „Synku, nareszcie jesteś...”.
Nawet gdy koniec nadejdzie,
Ze sobą będziemy.
Nawet gdy już pod mogiłą leżeć nam dane,
Razem w grobie będziemy.
Nawet gdy jedno za wczasu odejdzie,
Drugie pamiętać o nim będzie.
Na grób codziennie przyjdzie
By nad nim się wypłakać.
Koniec
 
Status
Zamknięty.
Do góry