Przepraszam, że odgrzewam, ale rzadko tu zaglądam.
Powiem coś niepopularnego. Najwięcej emocji miałem, gdy grałem w słabszych sojach. Byliśmy skazani na pożarcie, ale się zajadle broniliśmy i to był największy fun, gdy jednak coś się udawało dzięki ogromnemu wysiłkowi. Na Pegazie przeciwko Śpiochom to stawialiśmy heroiczny (z naszej perspektywy) opór, nie było szans na normalną obronę, więc zrobiliśmy brygadę klinowania kolonów i to był najlepszy czas, jaki spędziłem w grepo. Nie było szans na wygraną, ale udało się stworzyć fajną ekipę i to się pamięta.
Jasne, jak chcesz wszystko wygrywać, to musisz być w dobrych ekipach, ale nie trzeba wygrywać wszystkiego, by się dobrze bawić. Niestety jednak wtedy trzeba czasem włożyć mnóstwo roboty i czasu, a przede wszystkim nerwów