Skoro jedna z osób próbując wyjaśnić zagadkę rozpadu LA podała w swym wyjaśnieniu nazwę sojuszu ONI, to jako, żę stanowię 50% załogi tego sojuszu postanowiłem się tu zalogować (co czynię rzadko) i napisać jak sytuacja wyglądała w moich oczach - a byłem tylko biernym obserwatorem "dramatycznych" wydarzeń. Nie podam tu żadnego nicku, bo nie o to chodzi i z przyjemnością zapoznam się z każdą odmienną opinią na ten temat.
Postaram się chronologicznie, ale dużo się działo i szybko, więc może jakieś małe odstępstwa się zdarzą, ale raczej nie ma to wpływu na całość:
a) gracz A zaprasza do LA wszystkich graczy z sojuszu ONI
b) gracze z ONI wstępują do LA, co nie podoba się części graczy z LA
c) gracz B ogłasza wszem wobec, że w tych warunkach już się nie da grać - kończy. Ostatecznie i nieodwołalnie - nie błagać na PW bo nie odczyta (szablonowe emo quit)
d) gracz C również ogłasza, że tak być nie może i również ogłasza zakończenie gry (ale w tym wypadku tylko "chyba")
e) gracze B i C opuszczają sojusz, a gracz A kończy grę
f) sojusz LA się sypie a powstaje nowy twór TH, w którym gracze B i C beztrosko kontynuują grę
Wszystko odbyło się bardzo spektakularnie, widowisko zebrało krwawe żniwo w postaci jednego gracza i zabawa trwa dalej. Brawurowa akcja, tylko moje zdroworozsądkowe pytanie jest takie: nie prościej było wyrwać chwasty, które wyrosły w rabatce z różami?